Wywiad z Kingą Netman-Multanovską, autorką książki „Warszawa rysuje Skopje”: pisałam jak w transie

Warszawę i Skopje łączy wspaniała i budująca (dosłownie!) historia, o której warto pamiętać i pielęgnować w obu miastach

Książka „Warszawa rysuje Skopje” Kingi Netman-Multanowskiej powstała z chęci przypomnienia wspólnej historii Warszawy i Skopje iw fantastyczny sposób łączy oba miasta i oba kraje.

Kinga Netman-Multanovska to osoba dynamiczna i energiczna, otwarta i szczera. Myślę, że nie jest to tylko moje wrażenie wynikające z mojej znajomości z nią w okresie, kiedy przebywała w Skopje, kiedy jej mąż Jacek Multanowski pełnił funkcję ambasadora RP w Macedonii. W tym czasie była stale zaangażowana w projekty łączące oba kraje, ale nie wiedziałam, że po wyjeździe z rodziną do Polski podejmie decyzję o napisaniu książki „Warszawa rysuje Skopje”. Na około pięciuset stronach książka opisuje stosunki polsko-macedońskie, ze szczególnym uwzględnieniem budowy Skopje po trzęsieniu ziemi oraz roli polskich planistów i architektów w odbudowie miasta.

Książka jest napisana po polsku i przetłumaczona na macedoński, a promocja powinna odbyć się we wrześniu. Tymczasem odkrywamy twórczy entuzjazm, z jakim Kinga Netman-Multanovska napisała to niezwykłe dzieło dla Skopje.

Stworzyłeś kapitalne dzieło dla Skopje z książką „Warszawa rysuje Skopje”. Ile lat pracy poprzedziło ostateczna realizacja książki, która została wydana w języku polskim i przetłumaczona na język macedoński?

– To był impuls, a nie długoterminowy projekt. Powiem więcej, nie miałem zamiaru niczego pisać, przynajmniej nie wtedy, gdy mieszkałem w Skopje. Ale ta historia w pewnym sensie została „napisana” dla mnie. A ja i nowe Skopje (Masterplan), współtworzone przez Polaków, urodziliśmy się 16 listopada (Skopje w 1965 r., ja kilka lat później). Była to więc prawdziwa gra losu – od samego początku – od mojego przyjazdu do Skopje wraz z Jackiem, moim mężem, który w latach 2014-2018 pełnił funkcję ambasadora RP. Praca naszej ambasady koncentrowała się na utrwalaniu polskich śladów. Byłem w to bardzo zaangażowany, więc można powiedzieć, że te cztery lata w Skopje to był czas zbierania materiałów i zdobywania wiedzy. Ale w żadnym momencie nie pomyślałem o książce. „Nauczyłem” Skopje, bo było nam to potrzebne w bieżącej działalności ambasady.

Niedługo potem, kiedy wróciliśmy do Polski, w lipcu 2018 r., wystawa „Skopje. Miasto, architektura i sztuka solidarności” (ukoronowaniem naszej pracy), na którym zaprezentowano między innymi dzieła sztuki podarowane miastu przez polskich artystów, które natywnie znajdują się w zbiorach Muzeum Sztuki Współczesnej w Skopje (MSU), osiemdziesiąt spośród ponad dwustu prac. Cudowne prace! Wielcy artyści! Piękny wieczór! Otwarcie w prawdziwie oscarowym stylu. I to tutaj po raz pierwszy pojawił się pomysł napisania książki.

Gościem uroczystej kolacji był prof. Wojciech Suhojewski (1933-2022), urbanista, pochodzący z Warszawy, jeden z głównych planistów Skopje. „Studium planu generalnego”, polska propozycja odbudowy i budowy miasta, przedstawiona na konferencji ekspertów ONZ w Ochrydzie w 1964 r. Opowiedział mi tak ciekawie, że w mojej głowie błysnęła myśl, żeby spisać jego wspomnienia. I był moim sąsiadem, jak się okazało, mieszkaliśmy niedaleko siebie w Warszawie. A potem wszystko potoczyło się w mgnieniu oka. Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (czerwiec 2019). Cóż, pisanie to codzienna, niestrudzona praca. Sam tekst powstawał przez dziewięć miesięcy. Miałem tyle materiału, że moje biurko zrobiło się za małe iw pewnym momencie przeniosłem się do dużego kuchennego stołu. Inaczej nie byłbym w stanie dokończyć archiwum, które zgromadziłem - dokumentów, ale też albumów rodzinnych, slajdów, listów i wspomnień. Do dziś rodzina mówi mi, że przez moje pisanie „wszystko jedli na kolanach”.

Warszawski "Team Skopje" w Instytucie Urbanistyki i Architektury w grudniu 1964 r. / Fot. Kiro Georgievski

Profesor Suhojevski przedstawił mnie wszystkim żyjącym członkom „Team Skopje”. Z ponad dwudziestu urbanistów (w tym jeden urbanista) zostało siedmiu. Starsi panowie, niektórzy po dziewięćdziesiątce. Cieszyli się, że dla nich piszę. Dopingowali mnie i wspierali. Dziś zostały cztery. Czekają na wieści z macedońskiej promocji książki. W pewnym sensie jestem ich głosem. A dzięki macedońskiemu wydaniu „Behemota” po sześćdziesięciu latach wracają do Skopje – miejsca, które jest w nich do dziś, jak mi często mówili. Skopje było dla nich punktem zwrotnym – zawodowym, ale i osobistym.

Książka odnosi się do idei, że trzęsienie ziemi w Skopje było tylko motywem do napisania opowieści o całej historii Skopje. Jakie były Twoje osobiste motywacje do napisania książki?

– Jeśli pod słowem „motywy” kryje się termin „twórczy lot”, to mogę powiedzieć, że motorem tego lotu była chęć przybliżenia mieszkańcom Skopje historii ludzi, którzy pomogli stworzyć swoje miasto na nowo. Bo jest ulica "Ciborowskiego", "Warshavska", jest liceum chemiczne "Marii Kiri-Skłodowskiej", "warszawska dzielnica" drewnianych chat na Taftalidze, jest wspaniały gmach MSU (projekt warszawskich architektów "Tigris": Vaclav Kliszewski, Jerzy Mokszyński i Eugeniusz Wierzbicki), ale co mieszkańcy Skopje wiedzą o polskich planistach, którzy przyjechali tu pociągiem w zimny listopadowy poranek w 1964 roku na tymczasowym dworcu kolejowym i spędzili tu ponad rok swojego życia, a niektórzy nawet dwa lata, rysując plany odbudowy i budowy miasta? Kim oni byli? Co wtedy przeżyli? Życzę z całego serca, żeby nie byli to już anonimowi „planiści z krajów bloku wschodniego”, ale prawdziwi ludzie. Chciałem pokazać ich pochodzenie, ich drogę. A to byli, używając dzisiejszego języka, fajni ludzie. Warszawę i Skopje łączy wspaniała i budująca (dosłownie!) historia, niezwykła relacja, o której warto pamiętać i pielęgnować w obu miastach.

Motorem twórczego lotu była chęć przybliżenia mieszkańcom Skopje historii ludzi, którzy pomogli stworzyć swoje miasto na nowo

Wyjątkowe miejsce w książce zajmują polsko-macedońskie stosunki społeczne, polityczne i artystyczne na przestrzeni lat. Według twoich badań, jakie są najsilniejsze osie łączące oba kraje?

- Mówimy o teraźniejszości. Polityka, oczywiście. Polska wspiera Macedonię w jej dążeniach do Unii Europejskiej, ale o polityce nie będziemy rozmawiać. Wybieram oś architektury. W architekturze żyją ludzie, a Polska i Macedonia mają ciekawą architektoniczną przeszłość, zmagają się z niechcianą spuścizną. Mogłoby z tego wyniknąć wiele wspólnych projektów. Położyłabym nacisk na młodzież, wymiany, warsztaty, stypendia. Okazał się skuteczny w działalności ambasady.

Poza tym projekt, grafika, plakat. A także młodzież. A także literatura. Mogła się odnieść. W Macedonii są znakomici tłumacze. Jesteś na bieżąco z tym, co dzieje się w naszej literaturze. Gorzej jest w odwrotną stronę. Wcześniej w Polsce istniało wydanie „Biblioteki Jugosłowiańskiej”, które na początku sięgało lat 30. ubiegłego wieku. Ukazywała się w powojennej Polsce od lat 70., odnowiona została przez Łódzkie Wydawnictwo Książek. Od ponad dwudziestu lat ma swoich wiernych czytelników. Tego właśnie teraz brakuje – ciągłości w znajomości literatury macedońskiej. Jest to oś, którą należy przywrócić.

Przednia okładka macedońskiego tłumaczenia książki

W swojej książce dokonuje Pan analogii między odbudową Warszawy po II wojnie światowej a odbudową Skopje po trzęsieniu ziemi. W jakim celu?

- Wydaje mi się, że nie może być mowy o żadnej analogii. W Warszawie doszło do straszliwej destrukcji i barbarzyństwa ludzi – niemieckich okupantów, którzy systematycznie i celowo niszczyli miasto, a tu w Skopje – element ślepy. A w jednym z rozdziałów opowiadam o odbudowie Warszawy, aby czytelnicy lepiej zrozumieli moich bohaterów – budowniczych Warszawy, a później, nieoczekiwanie, budowniczych Skopje. Wiedzieli, że jeśli uda im się podnieść swoje miasto z ruin (a z odbudowy Warszawy byli bardzo dumni), będą mogli pomóc Macedończykom wskrzesić ich stolicę. To był ludzki odruch. Oczywiście w tle była wielka polityka i chęć zaprezentowania polskiej urbanistyki na forum międzynarodowym, po raz pierwszy w projekcie sygnowanym przez ONZ. Nie zapominajmy, jaki był kontekst – zimna wojna, z Polską w bloku sowieckim.

Indeks osób wymienionych w księdze obejmuje ponad 500 imion i nazwisk. Jak udało ci się znaleźć tak wiele osobowości i wydarzeń, które łączą oba kraje?

– Indeks liczy aż 500 osób? nie liczyłem. Niewątpliwie nie wszyscy są związani z tymi dwoma miastami. Ale gdybyśmy sporządzili dzisiaj indeks osób, które łączą nasze dwa kraje, policzylibyśmy nie setki, ale tysiące nazwisk. To wspólne historie z przeszłości, ale też teraźniejszości, poprzez sztukę, literaturę, turystykę, więzi rodzinne...

Pocztówka ze Skopje / Fotograf: V. Stanković (archiwum autora)

Czytając strony książki, ma się wrażenie, że osobiście uczestniczyło się we wszystkich tych wydarzeniach. Ogromna ilość pocztówek i zdjęć ze Skopje, dokumenty, przypisy, cytaty i fragmenty wierszy. Zasadniczo, jak odczułeś proces tworzenia książki?

– Mówiłem już, że to wszystko kiedyś leżało na moim kuchennym stole. Cóż, można powiedzieć, że „ugotowałem dla smakoszy” tę książkę. Zrobiłem warszawsko-skopijską "turlitava" i mam nadzieję, że będzie smakowitym daniem dla czytelników. A pisałem jak w transie. Chyba wiem, co oznaczają słowa „twórczy zachwyt”. Prawdopodobnie tego doświadczyłem. Podobnie jak Wisława Szymborska, polska poetka, laureatka Nagrody Nobla (która notabene gościła w Skopje pod koniec 1963 roku, a następnie w latach 70. ubiegłego wieku była gościem Struga Poetry Dinner), nosiłam ze sobą mały zeszyt do zapisywania myśli lub konkretnych zdań. W tramwaju, na spacerze z psem. To było nawet uciążliwe! Czułam, że muszę to zrobić, bo czegoś mi zabraknie, czegoś zapomnę. Dlatego książka ma prawie 500 stron! To z powodu notatnika, właściwie nie jednego. „wszedłem” w historię. Piszę o tym we wstępie do książki. Zostałem członkiem warszawskiej „Team Skopje” i rysuję Skopje z całą drużyną.

Podczas pobytu w Skopje byłeś dość aktywny na polu współpracy polskich i macedońskich artystów i instytucji. Czy pamiętasz niektóre z najważniejszych działań?

- Dużo ich! Z pierwszej znaczącej wystawy z okazji 50-lecia MSU „Tygrysy. W zespole siła” dla projektantów obiektu; wystawa poświęcona Józefowi Obrembskiemu w Muzeum Macedonii, badaczowi Poreča, który w latach 30. ubiegłego wieku spędził tam kilka miesięcy opisując i fotografując życie mieszkańców wsi; wystawy polskiego plakatu i stypendia dla studentów grafików; wykłady z polskiej architektury współczesnej; wyjazdy studyjne dla pracowników muzeów; promocja języka, czyli polonistyki skopskiej i „małej” Polonii; tworzenie sieci kontaktów pomiędzy organizacjami pozarządowymi i think tankami. Ale moim „hobby” zawsze była MSU i niezwykła polska kolekcja.

Powrót do Skopje w listopadzie 2022 r

W rozdziale „Starożytna przyszłość” piszesz o Skopje GTC, projekcie „Skopje 2014”, Kolorowej Rewolucji, pseudo-antycznym dziedzictwie… Jak osobiście doświadczasz dzisiejszego Skopje?

- Wyjechałem ze Skopje wraz z rodziną latem 2018 roku. Odwiedziłem ponownie w 2022 roku, w listopadzie. Bałem się tego spotkania. Bezpośrednim impulsem do wizyty było pragnienie mojej córki spędzenia szesnastych urodzin w Skopje. To miasto jej dzieciństwa. Został ukształtowany przez „mikroklimat” Skopje. Kiedy stanąłem na placu „Macedonia” przed GTC, poczułem, że tak naprawdę nigdy stąd nie wyjechałem. Trawnika nie pamiętałem (!), ale poza tym wszystko było na swoim miejscu. Miałem wrażenie, że za chwilę przejedziemy przez GTC do samochodu, a po drodze jak zwykle kupimy pieczone kasztany u sprzedawcy przy schodach i pojedziemy do domu, do Wodna. Czułem się naprawdę „jak w domu”. I to było piękne!

Ale mam też smutną refleksję. Mam wrażenie, że słowo palimpsest w odniesieniu do Skopje ma przede wszystkim charakter wymazywania przeszłości i usuwania lub niszczenia (czasem przez zwykłe zaniedbanie) tego, co składa się na dziwność tego miejsca. Symbolem miasta powinna stać się wielokulturowość i architektura z dawnych czasów. chrześcijaństwo, islam, judaizm. Jugosławia. A do tego przyroda, kuchnia i serdeczność gospodarzy. To właśnie fascynuje i przyciąga nowicjuszy.

Kinga ma w swoich zbiorach prawie trzysta pocztówek z różnych okresów - Centrum Skopje, koniec lat 70.

Ostatecznie, jakie ogólnie znaczenie będzie miało Skopje w twoim życiu?

- Ogromny! Gdyby nie Skopje, nie miałbym kolekcji prawie trzystu pocztówek dokumentujących różne okresy rozwoju miasta. Trzymam je w dwóch pudełkach warszawskich cukierków czekoladowych… smakowicie łączące dwa miasta (hahaha). Ale tak na poważnie – bez Skopje wiele rzeczy by się w moim życiu nie wydarzyło. Dzięki Skopje przeżywam niesamowitą przygodę - podróżuję w czasie i przestrzeni. A w podróży towarzyszą mi wspaniali ludzie.

Tłumaczenie z języka polskiego: Filip Dimevski

(Wywiad ukazał się w „Kulturen Pechat” nr 188, w wydaniu drukowanym gazety „Sloboden Pechat” w dniach 22-23.7.2023 r.)

Drogi Czytelniku,

Nasz dostęp do treści internetowych jest bezpłatny, ponieważ wierzymy w równość informacji, niezależnie od tego, czy ktoś może zapłacić, czy nie. Dlatego, aby kontynuować naszą pracę, prosimy o wsparcie naszej społeczności czytelników poprzez wsparcie finansowe Wolnej Prasy. Zostań członkiem Sloboden Pechat, aby pomóc placówkom, które umożliwią nam dostarczanie długoterminowych i wysokiej jakości informacji oraz RAZEM zapewnijmy wolny i niezależny głos, który ZAWSZE STAĆ PO STRONIE LUDZI.

WSPIERAJ BEZPŁATNĄ PRASĘ.
O WSTĘPNEJ KWOCIE 60 DENARÓW

Wideo dnia